Była 7:30, padał deszcz. Właśnie w takie pogody lubię się po ścigać. Wtedy nie myślę o niczym, tylko ja, wyścig i mój motor. Niestety w tym dupnym mieście nie wiem gdzie można się ścigać. Jedynym ratunkiem są moi nowi przyjaciele.
Pospiesznie wstałem, zrobiłem poranną toaletę i dziś też postanowiłem jechać autobusem, chyba każdy się domyśla dlaczego. Wyszedłem, a akurat bus podjechał, te moje szczęście. Wszedłem i na samym tyle siedziała Rose, usiadłem obok niej. Przeglądała jakąś książkę.
-Hej.- Odpowiedziałem i wyrwałem jej chyba podręcznik. Zacząłem ją przeglądać i czytać napisy na bokach kartek.
-Hej, nie czytaj tego!- Próbowała mi to wziąć, na marne. Byłem silniejszy.
-Oddaj!- Prawie każdy z komunikacji miejskiej się na nas patrzył.
-Nie..
-Oddaj!!!- W tym samym momencie kierowca pojazdu przyszedł i nas wyprosił. Nie mieliśmy szans by jakoś się wytłumaczyć. Ro była MEGA wkurzona. Mnie to bawiło.
-I widzisz co zrobiłeś?! Przez ciebie się spóźnię. Najlepiej zejdź mi z oczu!!
-Spokojnie, coś wymyślę. Możemy nie iść o szkoły.
-Chyba cię pogięło?! Zawsze byłam w szkole, a przez jakiegoś dupka mam obniżyć mój wizerunek?!
-To tylko jeden dzień... I przestań krzyczeć, uszy mi zaraz pękną!
-Nie obchodzi mnie to, że ci pękną! No i jestem w dupie. Do szkoły są jeszcze z 3 kilometry, a za 10 minut dzwonek.
-Mam! Zadzwonię o Niall'a, on nam chyba pomoże.
-Musi...- Zadzwoniłem o blondyna i po 3 minutach przyjechał.
-Dzięki stary, bo ta by mi tu oczy wydrapała, a uszy by mi o końca pękły.
-Należało by ci się, a teraz szybko za chwilę będzie dzwonek!
-Okej, spokojnie. Zdążysz. Chodźcie.
Chyba minutę przed dzwonkiem dojechaliśmy na miejsce. W samochodzie nie mogłem nie opanować od śmiechu. Ciągle się na mnie darła, że to są jej prywatne sprawy itp.
Razem z chłopakiem szliśmy w stronę sali. Rosie dawno już pobiegła.
-Chcesz ze mną iść dziś na wyścig? Bo ja nie wiem gdzie takie coś się tu odbywa.
-Jasne. O 20 pod twoim domem? Przyjdę z chłopakami.
-Okej, będę czekał.
Lekcje minęły spoko, poza jedną kłótnią z nauczycielką. Czepiała się o jakieś pierdoły, jak to nauczyciel.
Wyszedłem ze szkoły i pokierowałem się pod dom. Czułem każde kobiece spojrzenie na mnie. A jak ja się na nie spojrzałem od razu się rumieniły. Taa, te moje wdzięki.
Byłem prawie obok domu, aż zobaczyłem Rose. Kłóciła się z jakimś chłopakiem. Schowałem się i przyglądałem się sytuacji.
-Nie!
-Nie pyskuj, bo dostaniesz.
-Ała!!!- To było za wiele, musiałem jej pomóc.
-Ej, zostaw ją!
-Ha-Harry?
-To nie twoja sprawa, spierdalaj!
-A właśnie, że moja! Kochanie nic ci nie jest?
-Nie, dziękuję, że przyszedłeś. -Ucałowałem ją w policzek i przytuliłem. Chciałem zaprowadzić ją do domu, ale ten kutas się znowu wtrąca.
-Jeszcze z tobą nie skończyłem!
-Odpierdol się od niej!
Wyszliśmy na główną ulicę, a ona nadal mnie nie puściła. Czułem, że jest przerażona. Nie chciałem jej jeszcze bardziej dołować, ale ciekawość mnie przerosła.
-Nic ci nie jest? Kto to był?
-Chyba nie. Harry, boję się. On..
-On, co?- Przytuliłem ją jeszcze mocniej.
-Ja jestem mu dłużna przysługę. I teraz on chce ją wykorzystać...
******************************************************************
Co tu będę pisać... 3komentarze-> Następny rozdział :)